wtorek, 1 sierpnia 2017

Nielegal #8/17


Pamiętamy

Od kilku lat obserwujemy swoisty kult historii patriotycznej. Jest to dość uproszczona wersja nauki znanej ze szkół – polega bowiem na wyłącznym skupieniu wokół historycznych sukcesów Polski i Polaków, ich gloryfikacji oraz piętnowaniu wszelkich sygnałów świadczących na niekorzyść kultu narodowego. Oczywiście, na wstępie trzeba wyraźnie zaznaczyć, że jest to bardzo dobra moda, ale pod jednym warunkiem – że zachowa się odrobinę krytycyzmu oraz sięgnie wzrokiem trochę szerzej i dalej, w głąb historii. 

Głównymi przedmiotami zainteresowania w historii patriotycznej są: Powstanie Warszawskie, Żołnierze Wyklęci, nazewnictwo obozów koncentracyjnych. Rzadziej, ale również wspomina się o: Husarii, Hołdzie Pruskim, Hołdzie Ruskim, Bitwie pod Wiedniem, Bitwie Warszawskiej oraz Bitwie o Anglię (kto pamięta daty?). Jak łatwo zauważyć, wspólną osią jest wojna. To oczywiście nie dziwi, bo historia, co do zasady miłuje się w wojnach, a te im dramatyczniejsze, tym są lepiej zapamiętane. I tak oto, w historii patriotycznej motywem przewodnim jest zwycięska lub przynajmniej niezłomna walka Polaków. 

Wspomniany na wstępie, kult historii patriotycznej najlepiej dostrzegalny jest w Internecie oraz na ulicach miast, miasteczek - rzadziej wsi. W mediach społecznościowych na potęgę mnożą się strony związane z tą tematyką. W okresach przesilenia (najczęściej w okolicach rocznic) nie da się przeserfować przez Internet bez zdjęcia, obrazka czy mema o polskim mesjanizmie. Natomiast, kiedy mowa o historii na ulicach, chodzi oczywiście o wszelkiej maści czapki, koszulki, bluzy, piterki, tatuaże i naklejki… Tu rządzi Znak Polski Walczącej (tzw. kotwica) i Powstanie Warszawskie (Pamiętamy ’44). Raczej nikt nie próbuje na portfelu czy pasku do spodni upamiętnić Bitwę pod Wiedniem lub za pośrednictwem czapki z daszkiem przekazać, że w 1920 roku zatrzymaliśmy nieźle rozpędzoną Armię Czerwoną. 

Znak Polski Walczącej
Czy jednak Znaku Polski Walczącej można używać w dowolny sposób? Oczywiście, nie, a zadbał o to ustawodawca ;) Zgodnie z art. 2 ustawy z dnia 10 czerwca 2014 r. o ochronie Znaku Polski Walczącej (Dz. U. z 2014 r., poz. 1062) „Otaczanie Znaku Polski Walczącej czcią i szacunkiem jest prawem i obowiązkiem każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej”. Natomiast w art. 3 ww. ustawy określono, że „Kto publicznie znieważa Znak Polski Walczącej, podlega karze grzywny.”. Co to oznacza w praktyce przekonała się m.in. organizatorka czarnego protestu, podczas którego uczestniczki posługiwały się transparentem ze Znakiem Polski Walczącej z dorobionymi piersiami (w części z literą W). Zdaniem Sądu Rejonowego w Kielcach, taka grafika, podpisana hasłem „Polka walcząca” stanowiła znieważenie symbolu prawnie chronionego. Co ciekawe, w podobnej sprawie, Sąd Rejonowy w Szczecinie uznał, że „Polka Walcząca” nie znieważa Znaku Polski Walczącej. Jak widać kwestia znieważenia „kotwicy” jest niejasna nawet dla sądownictwa (może lepiej oceniać to na gruncie estetyki i dobrych obyczajów, a nie przepisów i regulacji?). Przed podobnym wyzwaniem stanął niedawno Sąd Rejonowy w Szczecinie-Centrum, który rozpatrywał sprawę sprzedawcy drewnianych kijów ze Znakiem Polski Walczącej (i Małego Powstańca). Kije przypominały te do baseballu, ale były mniejsze – nieprzepisowe ;) Można domniemywać, że to przedmioty kolekcjonerskie lub – jak uznał Sąd – broń biała. Sprzedawca próbował się tłumaczyć, że handluje prototypem kija baseballowego w wersji „junior”, a jeśli nawet uznać go za broń białą, to twierdził, że mogłaby posłużyć do obrony granic, gdyby zaszła taka potrzeba :D Oczami wyobraźni widzę, jak Wojska Obrony Terytorialnej, wyposażone w małe kije baseballowe bronią granic Polski i serce mi rośnie. Sąd jednak nie podzielił mojego zachwytu i orzekł, że mężczyzna „(…) działał z zamiarem ewentualnym, tzn. od początku godząc się na to, iż może doprowadzić do naruszenia czci i szacunku należnych chronionemu symbolowi. Istotą znieważającego działania było wykorzystanie i publiczne rozpowszechnianie chronionego znaku Polski Walczącej na przedmiocie, którego posiadanie jest zabronione i który dodatkowo budzi w społeczeństwie zdecydowanie negatywne skojarzenia z przestępczością i przemocą, a zatem takim który absolutnie nie powinien stanowić nośnika symboli otaczanych ogólnonarodową czcią” (za Dziennik Gazeta Prawna, z 14 lipca 2017 r., nr 141, str. B7). Wniosek z tego taki, że Znaku Polski Walczącej nie można umieszczać w dowolnych miejscach, czy na dowolnych przedmiotach. 

Pamiętamy ‘44 
Pamiętamy ’44 nie doczekało się ustawy i raczej próżno jej wypatrywać. Hasło jest zbyt ogólne i szeroko definiowalne (pamiętamy, że „imię jego czterdzieści i cztery”?) żeby można było wprowadzić jakieś rozsądne regulacje prawne. I całe szczęście – przecież nie wszystko trzeba tłumaczyć przepisami. Większość rzeczy polega wyłącznie na zdrowym rozsądku. Tak właśnie, jak kwestia wszechobecnego „Pamiętamy ‘44”. Dziś już nie tylko straszy z naklejek na samochodach (często szło w parze z inną naklejką, co dawało dość groteskowy efekt: Pamiętamy 44 motocykle są wszędzie), ale opanowało też Facebooka. Chyba każdy ma wśród znajomych kogoś, kto skorzystał z najnowszego filtra na awatara, który do zdjęcia dodaje właśnie tę frazę. Poza tym na rynku jest cała masa ubrań i gadżetów o takiej tematyce. Oczywiście pamięć o podniosłych chwilach i wydarzeniach z historii Polski musi cieszyć i cieszy, a jakże! Jednak za każdym razem, gdy widzę „Pamiętamy ’44” mam przemożną ochotę zapytać, co konkretnie pamięta dana osoba? Czy tylko to, że w 1944 roku wybuchło Powstanie Warszawskie, czy może coś jeszcze, np. ile trwało dni, kto dowodził, które dzielnice uczestniczyły w powstaniu i jak długo, a nawet jakie opaski i na którym ramieniu nosili powstańcy? Zakładając, że koszulka z „Pamiętamy ‘44” kosztuje 50 zł, a średnia krajowa to około 3200 zł na rękę, to zakup koszulki przeciętnie wymaga 2,5h pracy (3200zł/160h=20zł/h) – tyle czasu wystarczy, by faktycznie coś zapamiętać o Powstaniu Warszawskim ;) 

To nie jedyne przypadki pojawiania się w przestrzeni publicznej Znaku Polski Walczącej i odwołań do Powstania Warszawskiego. Oto kolejne „zjawiska”. Najpierw laureat w kategorii „Janusze biznesu”, czyli Polska Grupa Energetyczna – „Mecenas Muzeum Powstania Warszawskiego”. Jego marketingowcy zaprezentowali plakat przedstawiający powstańca, z podpisem: „Poświęcenie to wielka energia” i logiem „PGE Zapewniamy energię”. Kogoś na pewno rozpierała duma, kiedy to wymyślił. Brawo – reklama dźwignią handlu. Okazuje się, że nie tylko w biznesie ww. symbole uległy dewaluacji. „Pamiętamy ‘44” to podobno swoisty list żelazny na warszawskich drogach. Goście z innych miast przyklejają sobie patriotyczne/powstańcze naklejki, bo są przekonani, że funkcjonują one jako glejt zapewniający, że nikt auta nie porysuje, np. za krakowskie tablice rejestracyjne. Wspaniały mechanizm zapominania, czego dotyczy fraza „Pamiętamy ‘44” :/ Bo samej zależności między naklejką, a wydumanym zjawiskiem niszczenia aut nawet nie warto komentować…

Podsumowując, raz jeszcze podkreślę, że wspaniała jest pamięć o tak heroicznych wydarzeniach z historii Polski, jak Powstanie Warszawskie czy walka z okupantem i stoczone bitwy (nie tylko te wygrane). Wiedza na ich temat wzbogaca nas, utrwala i promuje postawy patriotyczne, a także pozwala lepiej zrozumieć przyczyny pewnych zjawisk i wydarzeń, również współczesnych. Jednak nie każda wzmianka o Powstaniu Warszawskim oznacza oddawanie powstańcom należnego szacunku. I nie jest kwestią ustawy określanie zasad okazywania pamięci. Prawo nie zastąpi wyczucia dobrego smaku czy poczucia estetyki. Jeśli ktoś uważa, że miejscem właściwym dla Znaku Polski Walczącej jest kominiarka, a symbol Powstania Warszawskiego powinien chronić lakier jego auta lub reklamować jego firmę, to nie jest to problem wyłącznie przepisów i norm prawnych. Chyba gdzieś, po drodze kultywowania historii patriotycznej, moda i idea rozjechały się w przeciwnych kierunkach :/
 
Mateusz Siek 
Warszawa 1.08.2017 r.