Język polski uchodzi za jeden z trudniejszych na świecie. Poza niedoścignionymi ą, ę, ć, ś, ń, ź
oraz skomplikowanymi zasadami ortografii i interpunkcji mamy jeszcze
całą masę wyjątków, które spędzają sen z powiek niejednemu
obcokrajowcowi i oczywiście niejednemu uczniowi ;) Nauczyciele pewnie
nie raz już słyszeli pytanie: po co tak komplikować ortografię? Czy
„gżegżółka” nie mogłaby legalnie zostać „grzegrzułką”? Otóż mogłaby :D
Na początek jednak krótko rozwinę
przykład „gżegżółki” – pomoże to lepiej zrozumieć, gdzie leży problem.
Otóż przede wszystkim należy wskazać, że zgodnie z zasadami ortografii
po spółgłoskach: b, p, d, t, g, k, ch, j, w piszemy rz.
Czyli omawiany wyraz łamie tę zasadę i stanowi wyjątek. Poloniści
wskazują przyczynę takiego stanu rzeczy w jego etymologii. „Gżegżółka” –
gwarowe określenie kukułki – to pierwotnie „zeżulka”, „zazulka”,
„zezulka”, „zuzulka”, „żeżulka”, a następnie „żegżułka”, „żegzulka”
(jako zdrobnienie od „zegzula”). Stopniowo przed z/ż zaczęło pojawiać się g (rzekomo w ramach skojarzenia dźwiękonaśladowczego). I może nawet etymologicznie wszystko by się zgadzało, gdyby nie ó, które w „gżegżółce” nie znajduje już żadnego uzasadnienia. Poza tym argument, że w tak zwanym międzyczasie, przed ż dodano g,
wydaje się słaby dla kogoś kto zmaga się z nauką języka polskiego ;) A
zatem, wracając do naszych polonistów, na pytanie dlaczego wbrew zasadom
i logice „gżegżółkę” piszemy tak jak piszemy pozostaje im tylko
odpowiedzieć: bo to wyjątek.
Podobnie sprawa ma się z odmianą zaimka „ta”. W pisowni używamy w
bierniku zawsze „tę”, w mowie dopuszcza się oboczność, choć preferowane
jest nadal „tę”. Ale w zasadzie dlaczego „tę”, skoro ciekawą/ładną/interesującą? Jejku! Bo taka jest zasada… żadna siła argumentu – raczej argument siły.
Dość już dziwactw ortografii – pora na prawo ;) Skoro nie da się
uzasadnić pisowni niektórych wyrazów, to może można je zmienić? Jak
wiadomo język kształtuje się nieustannie i przez wieki. Zmiany
potrzebują czasu, czasem bardzo dużo czasu. Tak jak „gżegżółka” przez
wieki ewoluowała z „zazulki”, tak też trudno oczekiwać, że jednym ruchem
zmieni się w „grzegrzułkę”. A jednak! Z pomocą przychodzi ustawa z dnia
z dnia 7 października 1999 r. o języku polskim (Dz. U. z 2011 r. Nr 43, poz. 224, z późn. zm.). Zgodnie z art. 13 ust. 1 ww. ustawy Rada [Języka Polskiego],
na wniosek ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa
narodowego, ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania, ministra
właściwego do spraw szkolnictwa wyższego, Prezesa Urzędu Ochrony
Konkurencji i Konsumentów, Prezesa Polskiej Akademii Nauk lub z własnej
inicjatywy, wyraża, w drodze uchwały, opinie o używaniu języka polskiego
w działalności publicznej oraz w obrocie na terytorium Rzeczypospolitej
Polskiej z udziałem konsumentów i przy wykonywaniu na terytorium
Rzeczypospolitej Polskiej przepisów z zakresu prawa pracy oraz ustala zasady ortografii i interpunkcji języka polskiego.
Tym samym należy rozumieć, że w drodze uchwały ortograficznej, Rada
może zmienić zasadę pisowni wyrazu, np. „gżegżółki”! Ot, przegłosować,
że od jutra poprawny będzie zapis „grzegrzułka” ;)
O opinię w tej sprawie (interpretacji ww. przepisu i kompetencji w
nim zawartych) poprosiłem Radę Języka Polskiego – jako instytucję
najlepiej zorientowaną w swoich uprawnieniach. W odpowiedzi, prof. dr
hab. Andrzej Markowski Przewodniczący Rady Języka Polskiego przy
Prezydium PAN potwierdził moją interpretację wskazując, że do
kompetencji Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN należy ustalanie
zasad ortografii i interpunkcji, co oznacza także możliwość zmian w tym
zakresie. Ponadto profesor przywołał przykład uchwały ortograficznej nr 18 Rady Języka Polskiego w sprawie zapisu tytułów czasopism i cykli wydawniczych (przyjętej na XXIX posiedzeniu plenarnym dn. 8 grudnia 2008 r.), kiedy to Rada skorzystała z omawianego uprawnienia.
Praktyka jednak pokazuje, że nie ma co liczyć na uchwałę w sprawie
„gżegżółki” czy zaimka „ta”. Tego rodzaju zmiany dokonują się latami, a
wspomniana instytucja raczej nie jest i nie będzie zainteresowana
przyspieszaniem tego procesu. I chyba dobrze, bo gdyby przyjąć zwyczaj
częstych korekt w ortografii, dokonywanych za pomocą uchwał, to dopiero
mielibyśmy bałagan. Ciężko byłoby być na bieżąco i nauczać, która
pisownia aktualnie jest LEGALNA!
Na zakończenie przypomnę jeszcze apel profesora Jana Miodka – Proszę
was, abyście nie wymyślali dyktand, w których roi się od takich słów,
jak gżegżółka czy rzeżucha. Takie dyktanda utrwalają megalomański mit o
wyjątkowości i trudności polskiej ortografii. Musimy go obalić.
Uczniowie potrzebują tekstów przeciętnych, które są zrozumiałe.
Najlepiej losowo otworzyć książkę i podyktować pół strony. W taki sposób
uczniowie nie zniechęcą się do ortografii i nauczą poprawnej pisowni.
Mateusz Siek
Warszawa 3.08.2016 r.