czwartek, 16 lutego 2017

Nielegal #2/17

Koniki zakałą mas pracujących XXI wieku! 
(…) Po czym wyszedł z bramy i ruszył w kierunku Marszałkowskiej, zaczepiając przechodniów i szepcząc natarczywie na wszystkie strony. – Komu parter? Komu?... – Mechciński rzucił: - Idziemy, koniki… No, z fartem… - po czym splunął trzy razy na szczęście. Osiem postaci splunęło trzykrotnie, bo taki był zwyczaj w tym przedsiębiorstwie, podciągnęło spodnie, zaciągnęło się mocno papierosem przed odrzuceniem parzącego palce niedopałka i ruszyło rozkołysanym krokiem w poprzek jezdni.” Tak właśnie w powieści „Zły” Leopolda Tyrmanda, do pracy ruszyła grupa koników – spekulantów biletami. Chuligani i utrapienie uczciwych obywateli, chcących zaznać troszku kultury – „teatru świetlnego”, czyli sztuki generalnie! Kiedy do kasy nie dało się dopchać, a zdobycie biletu było nie lada sukcesem, u takiego konika można było nawet miejsce wybrać! Oczywiście wszystko za odpowiednio wyższą cenę…

Biznes działał wzorowo! Im większa podaż tym większy popyt. Koniki wykupywali (czasem sami drukowali, czasem podkradali) bilety w ilości hurtowej. Tym samym w otwartej sprzedaży zostawała tylko część wejściówek, a przecież popyt na kino i tak przekraczał nominalną liczbę dostępnych biletów. Im więcej spekulanci wykupili wejściówek, tym większym zainteresowaniem ze strony głodnych rozrywki klientów cieszył się ich biznes…        

USTALILI CENY
Jednym z kluczy do działalności spekulantów był system cen urzędowych – narzucony w PRL-u przez kolejne dekrety, uchwały Rady Ministrów i zarządzenia Ministra Kultury i Sztuki. To nie kino kształtowało cennik, ale akty prawa bardzo dokładnie określały opłaty, ulgi, rodzaje kin itd. Spośród szeregu przepisów przytoczę tylko najlepsze smaczki obrazujące poziom odgórnej regulacji:

1.    Zarządzenie Ministra Kultury i Sztuki z dnia 1 stycznia 1950 r. w sprawie taryfy i systemu rozprowadzania biletów do teatrów świetlnych (M.P. z 1950 r. A-9, poz. 80):
§ 1 Ustala się następujące opłaty za bilety wstępu na widowiska filmowe: 1) w teatrach świetlnych miejskich:

Kategoria teatru świetlnego Miejsce Cena biletu normalnego zł Cena biletu ulgowego indywidualnego zł Cena biletu ulgowego zbiorowego od osoby zł
I I 150 60 30
II 120 45 30
II I 120 60 30
II 90 45 30
III I 90 60 30
II 70 45 30
(…)„ 

2.    Zarządzenie Ministra Kultury i Sztuki z dnia 16 lutego 1951 r. w sprawie systemu rozprowadzania biletów do teatrów świetlnych (M.P. z 1951 r. A-33, poz. 414):
§ 4. Ilość biletów ulgowych nie może przekraczać w stosunku rocznym 50% ilości miejsc.

3.    Ustawa Nr 51 Rady Ministrów z dnia 7 marca 1958 r. w sprawie klasyfikacji kin oraz cen biletów wstępu do kin (M.P. z 1958 r. Nr 22, poz. 132):
§ 3. (…)
2 Na seanse dłuższe niż 2-godzinne, lecz co najmniej 2,5-godzinne, bilety wstępu mogą być podwyższone, nie więcej jednak niż o 25%.
3. Na filmy szczególnie atrakcyjne, wyświetlane w kinach premierowych (zeroekranowych), bilety wstępu mogą być podwyższone, nie więcej jednak niż o 50%.
4. Na filmy o szczególnym znaczeniu społecznym ceny biletów wstępu mogą być obniżone nie więcej jednak niż o 30%.
(…)

Taka sytuacja panowała do późnych lat 80-tych, kiedy jeszcze w uchwale Sejmu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z dnia 18 grudnia 1986 r. w sprawie określenia wykazu towarów i usług, na które ustala się ceny urzędowe (M.P. z 1986 r. Nr 34, poz. 256, z późn. zm.) wskazywano w § 1 ust. 1 pkt 1 lit. m, że ceny urzędowe ustala się na środki spożycia i usługi mające podstawowe znaczenie dla kosztów utrzymania lub ochrony zdrowia ludności: bilety wstępu do kin. Przepis wygasł dopiero 1 lipca 1988 r.

Odgórnie narzucone ceny biletów sprawiały, że kina były rozrywką w zasięgu finansowym przeciętnego obywatela. Zgodnie z zarządzeniem Ministra Kultury i Sztuki z dnia 14 sierpnia 1967 r. w sprawie zasad i trybu sprzedaży oraz cen biletów wstępu do kin (M.P. z 1967 r. Nr 50, poz. 250) ceny biletów normalnych nie przekraczały 15zł. Przepis narzucający tę kwotę obowiązywał aż do 1982 r. Natomiast przeciętne miesięczne wynagrodzenie w 1967 r. wynosiło 2 016 zł i z roku na rok szybko wzrastało, by w 1982 r. wynosić aż 11 631 zł. Jak widać, w kwestii kina pieniądze odgrywały drugorzędną rolę. Liczyła się podaż.
Zainteresowanie kinematografią musiało być duże. Telewizja była bowiem tylko publiczna i to z mocno ograniczoną ramówką ;) Zaś dostępność samych odbiorników TV to jeszcze inna kwestia – dość przypomnieć, że gremialne spotkania u sąsiada posiadającego telewizor nie były niczym nadzwyczajnym. Do tego oczywiście nie było Internetu i komputerów, co raczej jest oczywiste. Jednak kiedy zastanowić się, ile współcześnie czasu poświęcamy na te dwie rozrywki, to popularność kin w dobie PRL-u nie powinna dziwić.

Na tym podatnym gruncie, jak grzyby po deszczu, wyrosły koniki. Na łamach portalu Praga Gada, w epizodzie pt. O meliniarzach, cinkciarzach, konikach i bikiniarzach o konikach opowiadają tak: „No ludzie radzili sobie w różny sposób. Były koniki! Koniki to handlowali biletami, z handlem biletami to się zwykle zajmowali... osobnicy młodzi, którzy nie chcieli pracować, to wtedy z kolei tak jak dzisiaj jest bezrobocie, to kiedyś praca była dla każdego i było wręcz naganne społecznie jak się nie pracowało – to się nazywało bumelanctwo. Ci bumelanci po prostu dziesięć razy więcej sobie zarobili na ulicy niż chodząc do pracy, wobec tego mówię: zawód konika był lepszym biznesem niż pracowanie gdzieś w fabryce. Akurat koniki to, to zwykle to byli, było takie słowo "bikiniarze", bardzo fajne.
PODJĘLI WALKĘ Z KONIKAMI
Bikiniarze, bumelanci, spekulanci, chuliganie. Ot, towarzystwo, któremu państwo musiało stawić czoła. Tak, jak trzeba było odgórnie ustalić ceny biletów kinowych, tak też trzeba było zabronić spekulanctwa – jawnego zamachu na państwo, poprzez utrudnianie dostępu do dóbr kultury masom pracującym.

Zgodnie z art. 14 ust. 1 ustawy z dnia 2 czerwca 1947 r. o zwalczaniu drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym (Dz. U. z 1947 r. Nr 43, poz. 218), wskazano, że „Kto wykracza przeciwko przepisom art. 1 lub 3 ust. 2 albo dopuszcza się nieuczciwych czynności lub zaniechań, mogących wywołać zwyżkę cen wszelkiego rodzaju towarów, a w szczególności, kto bierze udział w handlu łańcuszkowym albo kto dla osiągnięcia nadmiernego zysku skupuje, gromadzi lub ukrywa towary - podlega karze więzienia do lat pięciu i grzywnie do 5.000.000 złotych lub jednej z tych kar.” Warto też przytoczyć wyrok Sądu Najwyższego z dnia 4 kwietnia 1952 r. sygn. I K 45/52 (Lex Omega, numer: 164308), który ma analogicznie zastosowanie do koników kinowych: „Wykupywanie towarów, znajdujących się w ograniczonej ilości w sklepach uspołecznionych, i dalsza odsprzedaż tych towarów na bazarze po cenach wyższych jest zjawiskiem wysoce szkodliwym społecznie, gdyż godzi w interesy szerokich mas pracujących, stanowiąc przestępstwo przewidziane w art. 14 ust. 1 ustawy z dnia 2.VI 1947 r. (Dz. U. R. P. Nr 43, poz. 218).”

Powyższą regulację zastąpiono dekretem z dnia 4 marca 1953 r. o ochronie interesów nabywców w obrocie handlowym (Dz. U. z 1953 r. Nr 16, poz. 64), w którym poza samą spekulacją, w art. 1 § 2 wprowadzono kwalifikowany przypadek spekulacji i recydywę: „Kto uprawia spekulację w znacznych rozmiarach albo będąc skazanym za przestępstwo określone w § 1 dopuszcza się spekulacji ponownie, podlega karze więzienia od lat 2 do lat 10 i karze grzywny.” Do 10 lat za handel biletami do kina!? Nie było żartów. Rada Państwa do kwestii spekulacji podchodziła całkiem poważnie.

Ciężko jednak uparcie twierdzić, że spekulację takimi dobrami jak np. meble, samochody, czy jedzenie można zmieścić w jednym przepisie z handlem biletami kinowymi. I tak, w ustawie z dnia 13 lipca 1957 r. o zwalczaniu spekulacji i ochronie interesów nabywców oraz producentów rolnych w obrocie handlowym (Dz. U. z 1957 r. Nr 39, poz. 171, z późn. zm.) dla koników znaleziono oddzielny paragraf – art. 7 § 2: „Kto nabywa w celu dalszej odsprzedaży z zyskiem bilety wstępu na widowiska lub imprezy, podlega karze aresztu do roku.” oraz § 3: „Tej samej karze podlega, kto określone w § 2 bilety odsprzedaje z zyskiem.”. Wyraźnie spuszczono z tonu. Przecież, jak wiadomo – „rok, nie wyrok”.

Tą drogą doszliśmy do ustawy z dnia 20 maja 1971 r. Kodeks wykroczeń (Dz. U. z 2015 r., poz. 1094, z późn. zm.; dalej kw) i zawartego w nim art. 133:
§ 1. Kto nabywa w celu odprzedaży z zyskiem bilety wstępu na imprezy artystyczne, rozrywkowe lub sportowe albo kto bilety takie sprzedaje z zyskiem, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
§ 2. Usiłowanie oraz podżeganie i pomocnictwo są karalne.

Areszt, ograniczenie wolności albo grzywna. Już nie przestępstwo, ale wykroczenie… Można rzec, że istna odwilż dla koników.

 Te wszystkie regulacje były uzasadnione ze względu na charakter gospodarki centralnie sterowanej. Do odgórnie ustalonych cen pasuje walka ze spekulacją i otwartym obrotem towarami. Co by nie mówić, system był spójny. Skoro państwo ustala konkretne ceny, to musi też egzekwować ich przestrzeganie. A dziś?
NIE USTALI W WALCE
Dziś obowiązuje ten sam Kodeks wykroczeń – z 1971 r., z art. 133 w nigdy niezmienionym brzmieniu. Mało tego, opis czynu jest taki sam jak w ustawie z 1957 r.! To co znajdowało uzasadnienie w latach 50-tych XX w. i ówczesnym systemie gospodarczym, stosowane jest po dziś dzień. W 2017 r. obowiązują nas przepisy regulujące handel, których kształt uformował się w realiach gospodarki centralnie sterowanej wczesnego PRL-u. Różnica jest taka, że obecnie – w gospodarce wolnorynkowej – państwo nie ustala cen biletów do kina.

Zanim jednak styk prawa z ekonomią rozszarpie na strzępy ten anachroniczny przepis, należy wyjaśnić kilka kwestii z nim związanych.

Przede wszystkim art. 133 kw stanowił niejako uzupełnienie art. 132 kw dotyczącego zjawiska spekulacji. Tyle tylko, że art. 132 kw został uchylony przez ustawę z dnia 28 sierpnia 1998 r. o zmianie ustawy - Kodeks wykroczeń, ustawy - Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia, ustawy o ustroju kolegiów do spraw wykroczeń, ustawy - Kodeks pracy i niektórych innych ustaw (Dz. U. z 1998 r. Nr 113, poz. 717 z późn. zm.). Czyli karanie spekulacji, jako takiej, okazało się w III RP nieaktualne. Natomiast karanie spekulacji biletami pozostało nadal na czasie.

Mało. Literalna wykładnia tego przepisu skłania do karania już samych organizatorów imprez artystycznych, rozrywkowych lub sportowych. Przecież sprzedając bilety czynią to z zyskiem, a „(…) kto bilety takie sprzedaje z zyskiem, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”. Z pomocą przychodzi dopiero wykładnia funkcjonalna, zgodnie z którą przepis ten dotyczy tylko dalszej sprzedaży biletów, nie przez pierwotnego sprzedawcę. Trzeba się jakoś ratować przed oparami absurdu – skoro przepisu nie można zmienić/uchylić.

Istotną kwestią jest również fakt, że art. 133 kw nie dotyczy odsprzedaży pojedynczego biletu, bo wyraźnie mowa jest o „biletach” – liczbie mnogiej. Wydawać by się mogło, że jest to interpretacja pozwalająca zachować zdrowy rozsądek w przypadku detalicznych koników ;) Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że przeważnie na tego typu imprezy nie chodzi się samemu, a w związku z tym zwykle rezygnuje się z więcej niż jednego biletu, to znowu robi się dziwnie. Jeden bilet odsprzedać z zyskiem wolno, ale dwóch już nie.

W aspekcie praktycznego zastosowania art. 133 kw, podkreślenia wymaga fakt, że dotyczy on wyłącznie imprez artystycznych, rozrywkowych lub sportowych. Czyli np. koniki spod Kasprowego mogą spać spokojnie. Współcześnie omawiany przepis dotyka najczęściej osoby handlujące biletami na koncerty, a w 2012 r. na Mistrzostwa Europy w piłkę nożną.
JEST NAS WIELU
Nielegal nie jest jednak pionierem walki z tym anachronicznym przepisem. Jedynie przypominam i wtóruję. Surfując po Internecie łatwo można natrafić m.in na wysoko spozycjonowany artykuł Janusza Korwina-Mikkego pt. O „konikach” opublikowany 3.08.2015 r. w Najwyższy Czas! Publikacja utrzymana jest oczywiście w tonie właściwym dla tego niepowtarzalnego autora, ale nietrudno wyłuskać z niej krytykę art. 133 kw w kontekście „ceny rynkowej” danego biletu – czyli cenie przy której „chętnych jest tyle ile biletów”.

Tematem zajmowali się również wybrańcy narodu, a jakże! W dniu 27.08.2013 r. poseł dr Krzysztof Brejza (z ramienia Platformy Obywatelskiej) złożył interpelację nr 20557 w sprawie depenalizacji wykroczenia stypizowanego w art. 133 ustawy Kodeks wykroczeń. Czytamy w niej np. „Znaczenie omawianej normy prawnej jest takie, że sama chęć osiągnięcia zysku ze sprzedaży biletów jest czymś nagannym i powinna spotkać się z reakcją wymiaru sprawiedliwości. Tymczasem w czasach gospodarki wolnorynkowej pogląd taki można uznać nie tylko za archaiczny, ale i szkodliwy. Pozostaje zadać retoryczne pytanie, jaka jest społeczna szkodliwość zachowań polegających na sprzedaży biletów z zyskiem.” oraz „Zauważam, że popełnienie wykroczenia z art. 133 K.w. zagrożone jest najwyższą w prawie wykroczeń karą aresztu.”. Ostatecznie dr Brejza w swojej interpelacji zadał pytania o zasadność penalizacji zjawiska spekulacji biletami.

Odpowiedź podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości – z upoważnienia ministra co nieco dziwi! Otóż wskazuje się w niej, że art. 133 kw nie jest przepisem martwym, bo penalizowane w nim zjawisko nadal występuje. Tylko czego to dowodzi? Absolutnie nie może to być przecież argument na poparcie karania spekulacji biletami. Fakt, że ludzie wciąż odsprzedają bilety z zyskiem, nie może uzasadniać zabraniania takiego zachowania. To tylko opisuje rzeczywistość – niczego zaś nie tłumaczy. Dalej jednak są już konkrety: „Spekulacja biletami godzi w interesy zarówno konsumenta, który – chcąc zobaczyć interesujące go wydarzenie – musi zapłacić znacznie wyższą cenę, jeśli w oficjalnej sprzedaży wszystkie bilety zostały wykupione, jak i państwa, ponieważ sprawca czynu osiąga ze swojej działalności (często niemały) realny zysk, który jest nieopodatkowany i trudny do wykazania. W związku z powyższym uznać należy, że społeczna szkodliwość przedmiotowego wykroczenia jest bezsporna.”. Poważnie? Argument o podatkach wprost odpowiada zasadzie: skoro nie potrafimy czegoś skutecznie opodatkować to trzeba tego zabronić. Logika niewymagająca komentarza :/ Pytam jednak, jak to uzasadnienie ma się do realiów gospodarki wolnorynkowej, gdzie o cenie produktu decyduje prawo popytu? Jak art. 133 kw zabezpiecza interes konsumenta, w sytuacji kiedy przedsiębiorca i tak może dowolnie podnosić ceny biletów dążąc do równowagi rynkowej (co automatycznie eliminuje zjawisko spekulacji)? Czy to oznacza, że w rozumieniu Ministerstwa Sprawiedliwości, już sam mechanizm prawa popytu może być społecznie szkodliwy? Czemu w ogóle ustawodawca chce te kwestie regulować? A chce, bo na koniec omawianej odpowiedzi czytamy: „Ministerstwo Sprawiedliwości nie przewiduje aktualnie opracowania projektu nowelizacji prawa wykroczeń zmierzającej w kierunku zakreślonym w interpelacji.”.

Skoro przeciw zapisom art. 133 kw opowiadają się w jednym szeregu publicyści tacy jak Janusz Korwin-Mikke oraz posłowie Platformy Obywatelskiej to, jak mawiał klasyk, „wiedz, że coś się dzieje”. Takie porozumienie ponad podziałami ;) powinno zwrócić uwagę ustawodawcy i skłonić do zastanowienia, czy aby regulacje sięgające korzeniami lat 50-tych XX w. mają rację bytu w XXI w.?

A INTERNETY SWOJE...
Na koniec trzeba jeszcze zauważyć, że za poglądem o anachroniczności tego przepisu przemawiają realia cyber-globalizacji. W błędzie jest Ministerstwo Sprawiedliwości, jeśli twierdzi, że art. 133 kw uniemożliwia handel biletami. Przepis ten ma bowiem zastosowania na terytorium Polski, natomiast Internet działa wszędzie ;) Z pomocną dłonią przychodzą współczesnym konikom takie serwisy jak viagogo.pl., w którym piszą o sobie tak: „viagogo jest największym na świecie targowiskiem biletów. Posiada lokalne witryny internetowe w ponad 60 krajach. Dostarczamy bezpiecznej internetowej platformy wymiany, która pozwala kupować i sprzedawać bilety na imprezy sportowe i rozrywkowe na żywo, nawet gdy nie ma ich już w kasach.”. Oczywiście bilety sprzedawane są przeważnie po cenach wyższych niż nominalne. Serwer viagogo znajduje się jednak w Szwajcarii, poza jurysdykcją polskich sądów i art. 133 kw. Natomiast sama skala funkcjonowania tego portalu ośmiesza wszelkie możliwe statystyki związane z orzekaniem na podstawie omawianego przepisu.

CAŁOŚĆ W 2 ZDANIACH
W mojej ocenie art. 133 kw jest przepisem anachronicznym, niezgodnym z realiami gospodarki wolnorynkowej, a uwzględniając skalę wtórnego handlu biletami w Internecie – praktycznie jest zapisem martwym. Nie może być również mowy o społecznej szkodliwości spekulacji biletami wstępu na imprezy artystyczne, rozrywkowe lub sportowe, co wykazałem powyżej, a art. 133 zwyczajnie zaśmieca kodeks wykroczeń.

Mateusz Siek
Warszawa 15.02.2017 r.