wtorek, 9 maja 2017

Nielegal #5/17


„Dajcie mi tatuaż, a paragraf się znajdzie…”

Wydawać by się mogło, że litera prawa odciska piętno na każdej sferze życia człowieka. Teraz, w czasach regulacji totalnej, której symbolem stały się unijne normy zagięcia banana, sytuacją nie do pomyślenia jest chyba fakt, że trwała zmiana wyglądu ciała nie doczekała się jeszcze swojego miejsca w przepisach prawa. Utarty w społeczeństwie pogląd o tym, że osoby wytatuowane to wyjęte spod prawa typy, rozciąga się jak widać na same tatuaże – też są wyjęte spod prawa ;) A przynajmniej pozornie, bo kiedy wnikliwie zabrać się za badanie tego tematu, to można natrafić na kilka konkretnych regulacji i sporą dezinformację w Internecie. Wybrane zagadnienia postaram się przybliżyć.

W pierwszej kolejności należy zastanowić się jakie bezpośrednie skutki prawne niesie lub może nieść ze sobą zrobienie (sobie) tatuażu? Ponieważ brak jest aktu normatywnego, regulującego ogół kwestii związanych z tą ozdobą, koniecznym jest sięgnięcie do konkretnych przykładów – życiowych sytuacji. W pierwszej kolejności warto pochylić się nad tatuażem u osób niepełnoletnich. Internet donosi m.in., że „dobry salon nigdy nie zrobi takiej dziary”, „trzeba mieć zgodę rodzica”, „po 16-tce można”, „wolno w każdym wieku, tylko robić nie chcą”… A co na to przepisy prawa?
Rzeczywiście nigdzie nie ma wprost zawartej regulacji zakazującej robienia tatuażu u osób poniżej określonego wieku. Nie oznacza to jednak, że nieletni może cały pokryć się malunkami. Zgodnie z art. 92 ustawy z dnia 25 lutego 1964 r. Kodeks rodzinny i opiekuńczy (Dz. U. z 2017 r., poz. 682; dalej krio) dziecko pozostaje aż do pełnoletności pod władzą rodzicielską. Natomiast art. 95 krio trochę precyzuje niejasne pojęcia władzy rodzicielskiej jako obowiązek i prawo rodziców do wykonywania pieczy nad osobą i majątkiem dziecka oraz do wychowania dziecka, z poszanowaniem jego godności i praw. Co prawda zgodnie z art. 20 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz. U. z 2017 r., poz. 459) m.in. małoletni, którzy ukończyli lat trzynaście mogą zawierać umowy należące do umów powszechnie zawieranych w drobnych bieżących sprawach życia codziennego, to jednak zrobienie sobie tatuażu, który na całe życie pozostanie pamiątką młodości, nie może być zaliczone do spraw życia codziennego ;) Tym samym decyzja leży po stronie rodziców (wykonują pieczę nad dzieckiem). I to rodziców, a nie „rodzica”! Bowiem zgodnie z art. 97 § 2 krio o istotnych sprawach dziecka rodzice rozstrzygają wspólnie. Czyli oświadczenie jednego tylko rodzica, to jeszcze za mało, na tatuaż. A czy zgoda obojga rodziców zamyka temat, niezależnie od wieku dziecka? Otóż też nie ;) Najważniejsze jest zawsze „dobro dziecka” – zgodnie z art. 109 § 1 i 2 krio jeżeli dobro dziecka jest zagrożone sąd opiekuńczy wyda odpowiednie zarządzenia, w szczególności może zobowiązać rodziców oraz małoletniego do określonego postępowania. Nie trudno wyobrazić sobie przypadek, kiedy sąd opiekuńczy zabrania wykonania tatuażu u 10-latka, nie bacząc na to jak dużo fantazji mają rodzice, tatuażysta i jak cudowny jest wzór tej dekoracji. Rzecz jasna – sąd musi odpowiednio wcześniej zostać poinformowany o zamiarach rodzinki ;) Tyle o dzieciach, teraz tatuaże.
           
Patrząc przez pryzmat celu, oczywiście poza estetycznym, jaki w zamyśle może mieć osoba tatuująca się, to w pierwszej kolejności przychodzi mi na myśl krew. Grupa krwi jest stosunkowo częstym motywem małych dziar, które mają mieć osobisty charakter oraz celują w aspekty praktyczne. W razie akcji ratunkowej, lekarz widzi oznaczenie grupy krwi i rzekomo nie ma konieczności przeprowadzania badań laboratoryjnych. W założeniu ma to oszczędzić czas mogący stanowić o życiu. Prawdą jest, że taki tatuaż miał zastosowanie w medycynie polowej, głównie podczas IIWŚ. Jedni mieli grupę krwi w książeczce wojskowej, inni wytatuowaną. Ale dziś, w cywilu? Nawet jeśli obawiamy się najgorszego i chcemy jak najbardziej usprawnić pracę służb medycznych, to tatuaż absolutnie nic nie zmienia! Żaden lekarz, niezależnie jakby mu się spieszyło, nie podejmie decyzji o podaniu danej grupy krwi na podstawie dekoracji ciała! Tatuaż nie ma żadnego znaczenia prawnego (jedynie estetyczne). Zgodnie z § 9 ust. 2 rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 11 grudnia 2012 r. w sprawie leczenia krwią w podmiotach leczniczych wykonujących działalność leczniczą w rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne, w których przebywają pacjenci ze wskazaniami do leczenia krwią i jej składnikami (Dz. U. z 2013 r., poz. 5) za wiarygodny można uznać wyłącznie wynik badania grupy krwi wpisany w karcie identyfikacyjnej grupy krwi, której wzór jest określony w załączniku nr 3 do rozporządzenia, lub wynik z pracowni serologii lub immunologii transfuzjologicznej. Grupa krwi wskazana w takiej karcie (tzw. krewkarta) jest ustalana – w myśl § 40 tego rozporządzenia – w oparciu o jednobrzmiące wyniki badań dwóch próbek krwi, pobranych w różnym czasie. O tatuażu nie ma ani słowa…
Ale jeśli już jesteśmy przy krwi to trzeba zaznaczyć, że dziara jednak ma pewien wpływ na krew – na krwiodawstwo. Dokładniej, stanowi przeszkodę wykluczającą możliwość oddania krwi (przynajmniej honorowego). Jak podają zasłyszane statystyki, ryzyko złapania czegoś niepożądanego w odpowiednio prowadzonym salonie tatuażu jest ponad stokrotnie niższe niż u przeciętnego fryzjera. A jednak to właśnie tatuaż został wskazany w pozycji 2.2.2 Załącznika nr 1 do rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 18 kwietnia 2005 r. w sprawie warunków pobierania krwi od kandydatów na dawców krwi i dawców krwi (Dz. U. z 2005 r. Nr 79, poz. 691, z późn. zm.) jako kryterium dyskwalifikujące na okres 6 miesięcy albo na 4 miesiące w przypadku, gdy badania metodami biologii molekularnej w kierunku wirusowego zapalenia wątroby typu B i C, a także HIV, dają wyniki ujemne. Stan ten jest na szczęście mniej trwały niż sam tatuaż i jeśli przeżyliśmy te 6 miesięcy bez hifejca czy innego świństwa, to śmiało można krew oddawać ;)

A teraz wracając do wojska. Jeszcze do niedawna polska armia potrafiła bez oglądania danej dziary, jednoznacznie określić, co jest „tatuażem nieszpecącym”, a co jest „tatuażem szpecącym”! To nie lada sztuka i spora śmiałość kiedy wojskowa komisja lekarska stwierdza, że np. godło polski szpeci człowieka ;) Do 9 lutego 2017 r. obowiązywało bowiem rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej z dnia 3 czerwca 2015 r. w sprawie orzekania o zdolności do zawodowej służby wojskowej oraz właściwości i trybu postępowania wojskowych komisji lekarskich w tych sprawach (Dz. U. z 2015 r., poz. 761) w swoim pierwotnym brzmieniu, w którym wskazywano, że tatuaże twarzy, szyi i przedramion należy kwalifikować jako szpecące, a co za tym idzie – przesądzające o niezdolności do służby. Zbuntował się jednak poseł Kukiz’15 Paweł Szramka i drogą głośnej interpelacji poselskiej (nr 2193) uruchomił machinę legislacyjną. Efektem tego stało się wykreślenie zapisu precyzującego, co jest tatuażem szpecącym i spowodowanie, że o kwalifikacji dziary każdorazowo decyduje komisja lekarska – niezależnie od miejsca tatuażu. Reasumując, teoretycznie nawet naśladowcy Mika Tysona mają szanse na kamasze. Teoretycznie.
Analogiczne rozwiązania obowiązują w SKW, SWW, AW, ABW, CBA, Policji, SG, BOR oraz PSP. Pchany jednak wrodzoną podejrzliwością, postanowiłem powiedzieć „sprawdzam” i zapytać u źródła. Wydział Prasowo-Informacyjny Biura Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji zapytany o praktyczny wymiar tego zagadnienia, wskazał m.in. „iż zarządzeniem nr 7 Komendanta Głównego Policji z dnia 1 marca 2013 r. w sprawie regulaminu musztry w Policji wprowadzono do użytku służbowego regulamin musztry w Policji. W Rozdziale I Ogólne zasady zachowania się policjantów, w pkt 2, ppkt 6 wskazane jest, że umundurowanemu policjantowi zabrania się noszenia lub eksponowania elementów naruszających powagę munduru, w szczególności: (…), widocznego tatuażu. Z pkt 7 ww. rozdziału wynika natomiast, iż w przypadku gdy wygląd umundurowanego policjanta nie spełnia w ocenie przełożonego wymogów określonych w regulaminie, przełożony wydaje policjantowi polecenie niezwłocznego dostosowania wyglądu do określonych wymogów, a w szczególnie uzasadnionych przypadkach nie dopuszcza go do służby lub odsuwa od jej pełnienia. Odmowa wykonania polecenia, o którym mowa w pkt 7, stanowi przewinienie dyscyplinarne i jest podstawą wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w rozumieniu przepisów o odpowiedzialności dyscyplinarnej policjantów.”. Czyli nawet jeśli komisja lekarska, po zasięgnięciu opinii z przychodni zdrowia psychicznego, uzna że „HWDP” na szyi nie stanowi problemu, to przełożony ma jeszcze kompetencje własne, mogące uratować sytuację... lub przeciwnie - popsuć :/

Ale jeśli nie mundur, to może jeszcze jakiś inny zawód jest przychylny tatuażom? Pytanie powinno chyba brzmieć odwrotnie: czy tatuaż stoi na przeszkodzie w wykonywaniu jakiegoś zawodu? Oczywiście w Kodeksie pracy nie znajdziemy żadnych regulacji, które rozstrzygałyby tę kwestię lub umożliwiały pracodawcy piętnowanie tych trwałych ozdób ciała. Nie oznacza to bynajmniej, że do takich sytuacji nie dochodzi i to w świetle prawa. Wystarczy bowiem odpowiednio skonstruowany regulamin pracy i praktycznie osoby wytatuowane w widocznych miejscach mają pozamiatane. Taki regulamin to jednak akt wewnętrzny zakładu pracy, dlatego w celu ustalenia jak sytuacja wygląda w praktyce zwróciłem się z zapytaniem do różnych instytucji i przedsiębiorców. Efekt tych ustaleń skłania do przekonania, że przynajmniej teoretycznie, pracodawcy nie traktują tatuaży jako elementu podlegającego ocenie przy zatrudnieniu. Otworem stoją drzwi uczelni wyższych, urzędów, a nawet banków (choć w tym przypadku rzecznik prasowy Alior Banku wskazała, że „zgodnie z dotychczas obowiązującymi w banku standardami obsługi klienta, pracownik obsługujący klientów w oddziale nie mógł mieć tatuaży w widocznych miejscach, tzn. na czas obsługi powinien je zasłonić. W opracowywanych obecnie standardach nie ma wytycznych dot. tatuaży.”). Również w zawodach prawniczych znane są liczne przypadki, kiedy toga skrywa delikatne ozdoby na nadgarstku adwokata lub nawet malowidła na całe plecy sędziego! W ostatnim czasie ciekawy przykład przyszedł z USA, gdzie kandydat na sędziego Sądu Najwyższego, zapytany o to czy pod togą nosi krótkie spodenki i koszulkę polo, odmówił odpowiedzi powołując się na V poprawkę do amerykańskiej konstytucji, która chroni obywateli przed samooskarżeniem. Taka właśnie rola togi – w równym stopniu zasłania szorty, jak i dziary ;)
Reasumując, rynek pracy zarówno w sektorze publicznym jak i prywatnym powoli oswaja się z modą na tatuaże. I chyba bardzo dobrze, bo przecież kolor skóry nie powinien stanowić kryterium oceny człowieka, nawet jeśli został sztucznie zmieniony ;)

Mateusz Siek 
Warszawa 9.05.2017 r.