„Dajcie mi tatuaż, a paragraf się znajdzie…”
Wydawać
by się mogło, że litera prawa odciska piętno na każdej sferze życia człowieka.
Teraz, w czasach regulacji totalnej, której symbolem stały się unijne normy
zagięcia banana, sytuacją nie do pomyślenia jest chyba fakt, że trwała zmiana
wyglądu ciała nie doczekała się jeszcze swojego miejsca w przepisach prawa.
Utarty w społeczeństwie pogląd o tym, że osoby wytatuowane to wyjęte spod prawa
typy, rozciąga się jak widać na same tatuaże – też są wyjęte spod prawa ;) A
przynajmniej pozornie, bo kiedy wnikliwie zabrać się za badanie tego tematu, to
można natrafić na kilka konkretnych regulacji i sporą dezinformację w Internecie. Wybrane zagadnienia postaram się przybliżyć.
W
pierwszej kolejności należy zastanowić się jakie bezpośrednie skutki prawne
niesie lub może nieść ze sobą zrobienie (sobie) tatuażu? Ponieważ brak jest aktu
normatywnego, regulującego ogół kwestii związanych z tą ozdobą, koniecznym jest
sięgnięcie do konkretnych przykładów – życiowych sytuacji. W pierwszej
kolejności warto pochylić się nad tatuażem u osób niepełnoletnich. Internet
donosi m.in., że „dobry salon nigdy nie
zrobi takiej dziary”, „trzeba mieć
zgodę rodzica”, „po 16-tce można”,
„wolno w każdym wieku, tylko robić nie
chcą”… A co na to przepisy prawa?
Rzeczywiście
nigdzie nie ma wprost zawartej regulacji zakazującej robienia tatuażu u osób
poniżej określonego wieku. Nie oznacza to jednak, że nieletni może cały pokryć
się malunkami. Zgodnie z art. 92 ustawy z dnia 25 lutego 1964 r. Kodeks rodzinny i opiekuńczy (Dz. U. z 2017 r., poz. 682; dalej krio) dziecko pozostaje aż do pełnoletności pod władzą
rodzicielską. Natomiast art. 95 krio trochę precyzuje niejasne pojęcia władzy
rodzicielskiej jako obowiązek i prawo
rodziców do wykonywania pieczy nad osobą i majątkiem dziecka oraz do wychowania
dziecka, z poszanowaniem jego godności i praw. Co prawda zgodnie z art. 20
ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz. U. z 2017 r., poz. 459) m.in. małoletni, którzy ukończyli lat
trzynaście mogą zawierać umowy należące do umów powszechnie zawieranych w
drobnych bieżących sprawach życia codziennego, to jednak zrobienie sobie
tatuażu, który na całe życie pozostanie pamiątką młodości, nie może być
zaliczone do spraw życia codziennego ;) Tym samym decyzja leży po stronie
rodziców (wykonują pieczę nad dzieckiem). I to rodziców, a nie „rodzica”! Bowiem zgodnie z art. 97 § 2 krio o
istotnych sprawach dziecka rodzice rozstrzygają wspólnie. Czyli
oświadczenie jednego tylko rodzica, to jeszcze za mało, na tatuaż. A czy zgoda
obojga rodziców zamyka temat, niezależnie od wieku dziecka? Otóż też nie ;) Najważniejsze
jest zawsze „dobro dziecka” – zgodnie z art. 109 § 1 i 2 krio jeżeli
dobro dziecka jest zagrożone sąd opiekuńczy wyda odpowiednie zarządzenia, w
szczególności może zobowiązać rodziców oraz małoletniego do określonego
postępowania. Nie trudno wyobrazić sobie przypadek, kiedy sąd opiekuńczy
zabrania wykonania tatuażu u 10-latka, nie bacząc na to jak dużo fantazji mają
rodzice, tatuażysta i jak cudowny jest wzór tej dekoracji. Rzecz jasna – sąd musi
odpowiednio wcześniej zostać poinformowany o zamiarach rodzinki ;) Tyle o
dzieciach, teraz tatuaże.
Patrząc
przez pryzmat celu, oczywiście poza estetycznym, jaki w zamyśle może mieć osoba
tatuująca się, to w pierwszej kolejności przychodzi mi na myśl krew. Grupa krwi
jest stosunkowo częstym motywem małych dziar, które mają mieć osobisty
charakter oraz celują w aspekty praktyczne. W razie akcji ratunkowej, lekarz
widzi oznaczenie grupy krwi i rzekomo nie ma konieczności przeprowadzania badań
laboratoryjnych. W założeniu ma to oszczędzić czas mogący stanowić o życiu. Prawdą
jest, że taki tatuaż miał zastosowanie w medycynie polowej, głównie podczas
IIWŚ. Jedni mieli grupę krwi w książeczce wojskowej, inni wytatuowaną. Ale dziś,
w cywilu? Nawet jeśli obawiamy się najgorszego i chcemy jak najbardziej
usprawnić pracę służb medycznych, to tatuaż absolutnie nic nie zmienia! Żaden
lekarz, niezależnie jakby mu się spieszyło, nie podejmie decyzji o podaniu
danej grupy krwi na podstawie dekoracji ciała! Tatuaż nie ma żadnego
znaczenia prawnego (jedynie estetyczne). Zgodnie z § 9 ust. 2 rozporządzenia Ministra Zdrowia z
dnia 11 grudnia 2012 r. w sprawie
leczenia krwią w podmiotach leczniczych wykonujących działalność leczniczą w
rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne, w których przebywają
pacjenci ze wskazaniami do leczenia krwią i jej składnikami (Dz. U. z 2013 r., poz. 5) za wiarygodny można uznać
wyłącznie wynik badania grupy krwi wpisany w karcie identyfikacyjnej grupy krwi,
której wzór jest określony w załączniku nr 3 do rozporządzenia, lub wynik z
pracowni serologii lub immunologii transfuzjologicznej. Grupa krwi wskazana
w takiej karcie (tzw. krewkarta) jest ustalana – w myśl § 40 tego
rozporządzenia – w oparciu o
jednobrzmiące wyniki badań dwóch próbek krwi, pobranych w różnym czasie. O
tatuażu nie ma ani słowa…
Ale
jeśli już jesteśmy przy krwi to trzeba zaznaczyć, że dziara jednak ma pewien wpływ
na krew – na krwiodawstwo. Dokładniej, stanowi przeszkodę wykluczającą
możliwość oddania krwi (przynajmniej honorowego). Jak podają zasłyszane
statystyki, ryzyko złapania czegoś niepożądanego w odpowiednio prowadzonym
salonie tatuażu jest ponad stokrotnie niższe niż u przeciętnego fryzjera. A
jednak to właśnie tatuaż został wskazany w pozycji 2.2.2 Załącznika nr 1 do
rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 18 kwietnia 2005 r. w sprawie warunków pobierania krwi od kandydatów na dawców krwi i
dawców krwi (Dz. U. z 2005 r. Nr 79, poz. 691, z późn. zm.) jako kryterium
dyskwalifikujące na okres 6 miesięcy albo na 4 miesiące w przypadku, gdy badania
metodami biologii molekularnej w kierunku wirusowego zapalenia wątroby typu B i
C, a także HIV, dają wyniki ujemne. Stan ten jest na szczęście mniej trwały
niż sam tatuaż i jeśli przeżyliśmy te 6 miesięcy bez hifejca czy innego
świństwa, to śmiało można krew oddawać ;)
A
teraz wracając do wojska. Jeszcze do niedawna polska armia potrafiła bez
oglądania danej dziary, jednoznacznie określić, co jest „tatuażem
nieszpecącym”, a co jest „tatuażem szpecącym”! To nie lada sztuka i spora
śmiałość kiedy wojskowa komisja lekarska stwierdza, że np. godło polski szpeci
człowieka ;) Do 9 lutego 2017 r. obowiązywało bowiem rozporządzenie Ministra
Obrony Narodowej z dnia 3 czerwca 2015 r. w
sprawie orzekania o zdolności do zawodowej służby wojskowej oraz właściwości i
trybu postępowania wojskowych komisji lekarskich w tych sprawach (Dz. U. z 2015 r., poz. 761) w swoim pierwotnym brzmieniu, w którym wskazywano, że tatuaże
twarzy, szyi i przedramion należy kwalifikować jako szpecące, a co za tym idzie
– przesądzające o niezdolności do służby. Zbuntował się jednak poseł Kukiz’15
Paweł Szramka i drogą głośnej interpelacji poselskiej (nr 2193) uruchomił machinę legislacyjną. Efektem tego stało się
wykreślenie zapisu precyzującego, co jest tatuażem szpecącym i spowodowanie, że
o kwalifikacji dziary każdorazowo decyduje komisja lekarska – niezależnie od
miejsca tatuażu. Reasumując, teoretycznie nawet naśladowcy Mika Tysona mają
szanse na kamasze. Teoretycznie.
Analogiczne
rozwiązania obowiązują w SKW, SWW, AW, ABW, CBA, Policji, SG, BOR oraz PSP. Pchany
jednak wrodzoną podejrzliwością, postanowiłem powiedzieć „sprawdzam” i zapytać
u źródła. Wydział Prasowo-Informacyjny Biura Komunikacji Społecznej Komendy
Głównej Policji zapytany o praktyczny wymiar tego zagadnienia, wskazał m.in. „iż zarządzeniem nr 7 Komendanta Głównego
Policji z dnia 1 marca 2013 r. w sprawie regulaminu musztry w Policji
wprowadzono do użytku służbowego regulamin musztry w Policji. W Rozdziale I
Ogólne zasady zachowania się policjantów, w pkt 2, ppkt 6 wskazane jest, że
umundurowanemu policjantowi zabrania się noszenia lub eksponowania elementów
naruszających powagę munduru, w szczególności: (…), widocznego tatuażu. Z pkt 7
ww. rozdziału wynika natomiast, iż w przypadku gdy wygląd umundurowanego
policjanta nie spełnia w ocenie przełożonego wymogów określonych w regulaminie,
przełożony wydaje policjantowi polecenie niezwłocznego dostosowania wyglądu do
określonych wymogów, a w szczególnie uzasadnionych przypadkach nie dopuszcza go
do służby lub odsuwa od jej pełnienia. Odmowa wykonania polecenia, o którym
mowa w pkt 7, stanowi przewinienie dyscyplinarne i jest podstawą wszczęcia
postępowania dyscyplinarnego w rozumieniu przepisów o odpowiedzialności
dyscyplinarnej policjantów.”. Czyli nawet jeśli komisja lekarska, po
zasięgnięciu opinii z przychodni zdrowia psychicznego, uzna że „HWDP” na szyi
nie stanowi problemu, to przełożony ma jeszcze kompetencje własne, mogące
uratować sytuację... lub przeciwnie - popsuć :/
Ale
jeśli nie mundur, to może jeszcze jakiś inny zawód jest przychylny tatuażom? Pytanie
powinno chyba brzmieć odwrotnie: czy tatuaż stoi na przeszkodzie w wykonywaniu
jakiegoś zawodu? Oczywiście w Kodeksie pracy nie znajdziemy żadnych regulacji,
które rozstrzygałyby tę kwestię lub umożliwiały pracodawcy piętnowanie tych
trwałych ozdób ciała. Nie oznacza to bynajmniej, że do takich sytuacji nie
dochodzi i to w świetle prawa. Wystarczy bowiem odpowiednio skonstruowany
regulamin pracy i praktycznie osoby wytatuowane w widocznych miejscach mają
pozamiatane. Taki regulamin to jednak akt wewnętrzny zakładu pracy, dlatego w
celu ustalenia jak sytuacja wygląda w praktyce zwróciłem się z zapytaniem do
różnych instytucji i przedsiębiorców. Efekt tych ustaleń skłania do
przekonania, że przynajmniej teoretycznie, pracodawcy nie traktują tatuaży jako
elementu podlegającego ocenie przy zatrudnieniu. Otworem stoją drzwi uczelni
wyższych, urzędów, a nawet banków (choć w tym przypadku rzecznik prasowy Alior
Banku wskazała, że „zgodnie z dotychczas
obowiązującymi w banku standardami obsługi klienta, pracownik obsługujący
klientów w oddziale nie mógł mieć tatuaży w widocznych miejscach, tzn. na czas
obsługi powinien je zasłonić. W opracowywanych obecnie standardach nie ma
wytycznych dot. tatuaży.”). Również w zawodach prawniczych znane są liczne
przypadki, kiedy toga skrywa delikatne ozdoby na nadgarstku adwokata lub nawet
malowidła na całe plecy sędziego! W ostatnim czasie ciekawy przykład przyszedł
z USA, gdzie kandydat na sędziego Sądu Najwyższego, zapytany o to czy pod togą
nosi krótkie spodenki i koszulkę polo, odmówił odpowiedzi powołując się na V
poprawkę do amerykańskiej konstytucji, która chroni obywateli przed
samooskarżeniem. Taka właśnie rola togi – w równym stopniu zasłania szorty, jak i
dziary ;)
Reasumując,
rynek pracy zarówno w sektorze publicznym jak i prywatnym powoli oswaja się z
modą na tatuaże. I chyba bardzo dobrze, bo przecież kolor skóry nie powinien
stanowić kryterium oceny człowieka, nawet jeśli został sztucznie zmieniony ;)
Mateusz Siek
Warszawa 9.05.2017 r.