czwartek, 8 września 2016

Nielegal #9/16

Siódme: nie kradnij! Nawet w Internecie! [cz. I] 
Pewnie większość osób zdaje sobie sprawę z tego, że w Internecie prawo również obowiązuje, a w tym także prawa autorskie. Te zaś są masowo naruszane i bez skrępowania pogwałcane. Internet jest ogromnym polem bitwy - nowym frontem wojny o własność intelektualną. Ale mało kto wie, jak dużo osób stoi po ciemnej stronie mocy i prawdopodobnie ma na swoim koncie naruszenie praw autorskich. A ile osób całkowicie nieświadomie było świadkiem kradzieży lub nawet pochwalało ją?


Jak przystało na autora, zacznę [część I] omawianie tego tematu od… siebie, a konkretnie od publikowania treści w Internecie. To częste okoliczności, kiedy nieświadomie dopuszczamy się naruszenia czyichś praw autorskich. Całkiem niewinne zdjęcie doklejone do naszego (najprawdopodobniej naszego) tekstu, czy zbyt obszerny cytat szybko przeradzają się w pospolitą kradzież lub plagiat. Mam oczywiście na myśli działania nieintencjonalne, bo tylko takie znajdują wytłumaczenie. Kradzież popełniana umyślnie jest, w tym kontekście, zwyczajnie nudna, gdyż kradnący doskonale wie co robi i nie wymaga to szerszych analiz. Natomiast jeśli nie zajmujemy się publikowaniem żadnych treści, to i tak warto zastanowić się nad legalnością, tego co przeglądamy w sieci. W jakim świetle kradzież zdjęcia czy tekstu stawia portal, stronę lub nawet małego bloga?

Kwestia fundamentalna: co jest przedmiotem praw autorskich? Zgodnie z art. 1 ust. 1 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2016 r., poz. 666, z późn. zm.) „Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór)”. Czyli każde zdjęcie, grafika, tekst, film, utwór muzyczny itd. Natomiast w myśl art. 4 ww. ustawy „Nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego:1) akty normatywne lub ich urzędowe projekty; 2) urzędowe dokumenty, materiały, znaki i symbole; 3) opublikowane opisy patentowe lub ochronne; 4) proste informacje prasowe.
A co w takim razie oznacza, że utwór jest przedmiotem praw autorskich? Jak wskazano w art. 16 ww. ustawy „(…), autorskie prawa osobiste chronią nieograniczoną w czasie i niepodlegającą zrzeczeniu się lub zbyciu więź twórcy z utworem, a w szczególności prawo do: 1) autorstwa utworu; 2) oznaczenia utworu swoim nazwiskiem lub pseudonimem albo do udostępniania go anonimowo; 3) nienaruszalności treści i formy utworu oraz jego rzetelnego wykorzystania; 4) decydowania o pierwszym udostępnieniu utworu publiczności; 5) nadzoru nad sposobem korzystania z utworu.
Oznacza to w praktyce, ze bez zgody autora nie wolno nam w żaden sposób korzystać z takich utworów. Żadnego przeklejania zdjęć, muzyczki w tle strony, czy grafik ściągniętych z Google.
W tym miejscu pora obalić 4 główne mity, które rzekomo wszystko usprawiedliwiają ;)
1)    Nie jest istotne, czy strona na którą chcemy wrzucić dany utwór jest komercyjna, czy prywatna. Prawa autorskie w tym względzie nie rozróżniają sposobu użytkowania. „Nadzór nad sposobem korzystania z utworu” dotyczy również działalności non-profit, hobbistycznej lub „marginalnej”.
2)    Na stronie, z której chcemy coś „pożyczyć” nie musi być żadnego formalnego zastrzeżenia praw, tj. ©, ®, Copyright, czy All Rights Reserved aby prawo obowiązywało. Jak wskazano w art. 1 ust. 4 ww. ustawy „Ochrona przysługuje twórcy niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności”. Umieszczenie noty zastrzegającej jest nieistotne z punktu prawa. Działa natomiast psychologicznie – ktoś czuwa nad swoim utworem ;)
3)    Wpisanie źródła lub autora nie załatwia sprawy. Takie działanie nie powoduje, że autor ma nadzór nad sposobem korzystania z utworu. A w skrajnym przypadku może nawet podwójnie naruszać prawa autorskie, gdyż autor ma przecież także prawo do udostępniania utworu anonimowo…
4)   To co jest w Internecie nie staje się częścią domeny publicznej przez sam fakt umieszczenia w Sieci. Jeśli coś trafiło do Internetu, to absolutnie nie oznacza, że stało się wspólną własnością. Choć Sieć jest fascynującym instrumentm globalizacji, to jego użytkownicy nie tworzą wesołej komuny, gdzie każdy, z każdym wszystkim się dzieli. Własność istnieje ;)
Kwestią odrębnie uregulowaną jest tzw. prawo cytatu. Jak wskazano w art. 29 ww. ustawy „Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów oraz rozpowszechnione utwory plastyczne, utwory fotograficzne lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym celami cytatu, takimi jak wyjaśnianie, polemika, analiza krytyczna lub naukowa, nauczanie lub prawami gatunku twórczości.” Z zastrzeżeniem art. 34 tej ustawy, zgodnie z którym „Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła. Podanie twórcy i źródła powinno uwzględniać istniejące możliwości. Twórcy nie przysługuje prawo do wynagrodzenia, chyba że ustawa stanowi inaczej.”
Reasumując, aby być uczciwym, nie narażać się na konsekwencje prawne, do korzystania z danego utworu wymagana jest zgoda autora. Ale to nie koniec i nie kropka.
W tym miejscu warto jeszcze na chwilę wrócić do pojęcia domeny publicznej. Są to bowiem wszystkie utwory, które nie są objęte prawami autorskimi. Mogły trafić do domeny publicznej z powodu wygaśnięcia praw autorskich (np. w Polsce 70 lat po śmierci autora wygasają autorskie prawa majątkowe) lub z uwagi na niepodleganie prawom autorskim (np. w USA wszystkie utwory powstała ze środków publicznych, m.in. materiały NASA). Z takich zasobów można korzystać do woli. W szerszym rozumieniu są dobrem ogólnym, należącym do ludzkości :P Polecam stronę z katalogiem zbiorów pozostających w domenie publicznej: http://domenapubliczna.org/
Analogicznie do zdjęć NASA, również zdjęcia Prezydenta Obamy (wykonane za publiczne pieniądze) są częścią domeny publicznej. A fotografie naszego Prezydenta? Też są wykonywane za publiczne pieniądze i na tym podobieństwo się kończy :/ Na stronie Prezydent.pl możemy przeczytać notkę następującej treści (stan na dzień 7.09.2016 r.): „Autorskie prawa majątkowe do wszystkich zdjęć fotografów Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej przysługują Kancelarii. Zdjęcia pochodzące z oficjalnego serwisu fotograficznego Kancelarii Prezydenta RP mogą być wykorzystywane jedynie w celu ilustrowania materiałów, dotyczących działań Prezydenta RP. Jakakolwiek ingerencja w integralność zdjęcia - w tym kadrowanie czy obróbka graficzna - jest niedozwolona. Wszelkie wykorzystywanie zdjęć pochodzących z oficjalnego serwisu fotograficznego Kancelarii Prezydenta RP w celach komercyjnych lub w materiałach o charakterze politycznym jest zabronione.” Byłoby smutno ale legalnie, gdyby Prezydent nie podpisał (lub przynajmniej by nie opublikowano – żart!) ustawy z dnia 25 lutego 2016 r. o ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego (Dz. U. z 2016 r., poz. 352). Tymczasem w art. 5 ww. ustawy czytamy, że „Każdemu przysługuje prawo do ponownego wykorzystywania informacji sektora publicznego: 1) udostępnionych w systemie teleinformatycznym (…)”. Natomiast zgodnie z art. 2 ust. 2 ww. ustawy „Przez ponowne wykorzystywanie należy rozumieć wykorzystywanie przez osoby fizyczne, osoby prawne i jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej, zwane dalej „użytkownikami”, informacji sektora publicznego, w celach komercyjnych lub niekomercyjnych innych niż pierwotny publiczny cel, dla którego informacja została wytworzona.” Notka na stronie Prezydent.pl, stoi co nieco w opozycji do tych przepisów ;) Tym samym potwierdza się teza stawiana na wstępie: tak wiele osób działa na NIELEGALU…
cdn.
Mateusz Siek
Warszawa 7.09.2016 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz