Cena ostateczna
W sklepach panują letnie wyprzedaże. To dobra okazja do zakupów po
trochę uczciwszych cenach niż na co dzień. Ale czasem sklep, w obawie o
swoją marżę, wprowadza klienta w błąd, czasem też zwyczajnie myli się.
Zapewne każdemu zdarzyło się kiedyś, że robiąc zakupy natrafił na
produkt po bardzo atrakcyjnej cenie, która przy kasie okazała się
pomyłką, a ta rzeczywista była sporo większa. Zazwyczaj w takiej
sytuacji sprzedawca upiera się przy cenie wyższej, tłumacząc, że ta
okazyjna jest już nieaktualna, niezgodna z wprowadzoną do systemu itp.
Sporna sprawa, która cena jest w takiej sytuacji LEGALNA?
Oczywiście ta, po zapoznaniu, z którą zdecydowaliśmy się dany produkt kupić, czyli „nasza cena”. Zgodnie bowiem z art. 543 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 roku Kodeks cywilny (Dz. U. z 2016 r., poz. 380, z późn. zm.) wystawienie rzeczy w miejscu sprzedaży na widok publiczny, z oznaczeniem ceny, uważa się za ofertę sprzedaży. My natomiast podchodząc do kasy przyjmujemy ww. ofertę, zawierając jednocześnie umowę sprzedaży. Ktoś dał ciała, klamka zapadła. Przeważnie przyczyną opisanej rozbieżności jest nieskorygowanie etykiet po zakończonej promocji lub pomyłka przy drukowaniu. W takiej sytuacji warto zrobić zdjęcie korzystniejszej dla nas ceny, aby ewentualnie móc w przyszłości udowodnić swoją rację. Może to też stanowić pewien argument w rozmowie ze sprzedawcą. Reasumując: jeżeli gdzieś w sklepie znajdziemy cenę jednoznacznie dotyczącą interesującego nas produktu, to jest ona wiążąca dla sprzedawcy i ma on obowiązek sprzedać nam go po takiej właśnie cenie. To, że na półce obok taki sam produkt ma etykietę z wyższą ceną lub, że na wszystkich pozostałych ubraniach cena jest wyższa albo inne podobne okoliczności nie mają znaczenia. Liczy się oznaczenie ceny, które skłoniło nas do zakupu.
Jak wskazuje praktyka, kierownictwo dużych sklepów jest świadome praw i obowiązków wynikających z przepisów prawa i respektuje postanowienia art. 543 kc. Z małymi przedsiębiorcami może być dużo ciężej, bowiem często sprzedawca jest zarazem właścicielem, który poczuje pomyłkę na własnej kieszeni.
Najlepiej problem załatwić od ręki. Jeśli sprzedawca nie widzi takiej możliwości, czyli nie zna obowiązujących przepisów, wtedy warto wzywać pracowników wyższego szczebla. Praktyka wskazuje, że im wyżej w hierarchii, tym większe rozumienie obowiązujących regulacji albo raczej większa decyzyjność;) Polecam konsekwentnie obstawiać przy swoim, tłumacząc, że „takie są przepisy, a ich łamanie robi złą reklamę firmie”. W tej sytuacji nie ma miejsca na kompromisy – należy nam się i tyle! Straszenie prawnikami, to raczej ostateczność. W żadnym wypadku Policją, bo narazimy się tylko na śmieszność – Policja nie zajmuje się sprawami z zakresu prawa cywilnego. Czasem jednak problemu nie da się załatwić na miejscu. W takich przypadkach, jak wskazuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów [Krzysztof Lehmann] w wydanym w 2015 roku Vademecum Konsumenta, można szukać pomocy u: miejskiego (powiatowego) rzecznika konsumentów, konsumenckich organizacji pozarządowych, m.in. • Federacja Konsumentów, • Stowarzyszenie Konsumentów Polskich, wojewódzkich inspektoratów Inspekcji Handlowej lub ewentualnie w stałych polubownych sądach konsumenckich albo sądach powszechnych. To już jednak ostateczność i sporów ze spożywczaka nie rozstrzyga się tam.
Oczywiście ta, po zapoznaniu, z którą zdecydowaliśmy się dany produkt kupić, czyli „nasza cena”. Zgodnie bowiem z art. 543 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 roku Kodeks cywilny (Dz. U. z 2016 r., poz. 380, z późn. zm.) wystawienie rzeczy w miejscu sprzedaży na widok publiczny, z oznaczeniem ceny, uważa się za ofertę sprzedaży. My natomiast podchodząc do kasy przyjmujemy ww. ofertę, zawierając jednocześnie umowę sprzedaży. Ktoś dał ciała, klamka zapadła. Przeważnie przyczyną opisanej rozbieżności jest nieskorygowanie etykiet po zakończonej promocji lub pomyłka przy drukowaniu. W takiej sytuacji warto zrobić zdjęcie korzystniejszej dla nas ceny, aby ewentualnie móc w przyszłości udowodnić swoją rację. Może to też stanowić pewien argument w rozmowie ze sprzedawcą. Reasumując: jeżeli gdzieś w sklepie znajdziemy cenę jednoznacznie dotyczącą interesującego nas produktu, to jest ona wiążąca dla sprzedawcy i ma on obowiązek sprzedać nam go po takiej właśnie cenie. To, że na półce obok taki sam produkt ma etykietę z wyższą ceną lub, że na wszystkich pozostałych ubraniach cena jest wyższa albo inne podobne okoliczności nie mają znaczenia. Liczy się oznaczenie ceny, które skłoniło nas do zakupu.
Jak wskazuje praktyka, kierownictwo dużych sklepów jest świadome praw i obowiązków wynikających z przepisów prawa i respektuje postanowienia art. 543 kc. Z małymi przedsiębiorcami może być dużo ciężej, bowiem często sprzedawca jest zarazem właścicielem, który poczuje pomyłkę na własnej kieszeni.
Najlepiej problem załatwić od ręki. Jeśli sprzedawca nie widzi takiej możliwości, czyli nie zna obowiązujących przepisów, wtedy warto wzywać pracowników wyższego szczebla. Praktyka wskazuje, że im wyżej w hierarchii, tym większe rozumienie obowiązujących regulacji albo raczej większa decyzyjność;) Polecam konsekwentnie obstawiać przy swoim, tłumacząc, że „takie są przepisy, a ich łamanie robi złą reklamę firmie”. W tej sytuacji nie ma miejsca na kompromisy – należy nam się i tyle! Straszenie prawnikami, to raczej ostateczność. W żadnym wypadku Policją, bo narazimy się tylko na śmieszność – Policja nie zajmuje się sprawami z zakresu prawa cywilnego. Czasem jednak problemu nie da się załatwić na miejscu. W takich przypadkach, jak wskazuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów [Krzysztof Lehmann] w wydanym w 2015 roku Vademecum Konsumenta, można szukać pomocy u: miejskiego (powiatowego) rzecznika konsumentów, konsumenckich organizacji pozarządowych, m.in. • Federacja Konsumentów, • Stowarzyszenie Konsumentów Polskich, wojewódzkich inspektoratów Inspekcji Handlowej lub ewentualnie w stałych polubownych sądach konsumenckich albo sądach powszechnych. To już jednak ostateczność i sporów ze spożywczaka nie rozstrzyga się tam.
Pozostaje jeszcze jedna ciekawa
sytuacja, gdy stwierdzimy rozbieżność ceny produktu w konkretnym
opakowaniu i ceny jednostkowej – podanej w odniesieniu do jednostki
miary. Innymi słowy chodzi o przypadek, kiedy np. na etykiecie widnieje
cena 5zł za butelkę 0,5l piwa i na tej samej etykiecie drobnym maczkiem
jest przeliczenie, że to piwo kosztuje 2zł/l. Jedno ma się nijak do
drugiego, bo skoro litr piwa kosztuje 2zł to butelkę powinniśmy kupić za
złotówkę, a nie za 5! Otóż nie. W tej sytuacji wiążąca będzie dla
naszej umowy sprzedaży cena konkretnego opakowania czyli te 5zł. Wynika
to z art. 3 ust. 1 ustawy z dnia 9 maja 2014 r. o informowaniu o cenach towarów i usług (Dz. U. z 2014 r., poz. 915), zgodnie z którym cena to wartość wyrażona w jednostkach pieniężnych, którą kupujący jest obowiązany zapłacić przedsiębiorcy za towar lub usługę,
natomiast cena jednostkowa to cena ustalona za jednostkę określonego
towaru (usługi), którego ilość lub liczba jest wyrażona w jednostkach
miar w rozumieniu przepisów o miarach. Jak widać przy cenie jednostkowej
nie ma mowy o płaceniu jej przedsiębiorcy. Jest to raczej przelicznik
pomocniczy ale na pewno nie zobowiązujący. Ewentualne błędy w tym
zakresie absolutnie nie maja wpływu na cenę zakupu.
Na zakończenie dodam tylko, że watro kłócić się nawet o
przysłowiową złotówkę. Dla sklepu to złotówka razy wszyscy klienci
kupujący dany produkt. To istotne zwłaszcza kiedy pomyłka była celowa, a
o takie nie trudno w niektórych sklepach…
Mateusz Siek
Warszawa 3.07.2016 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz